Zuzanna Pol

Joanna Socha

Marek Miller 

 

KSIĄŻKI STUDENTÓW

- powrót

Rano, kiedy siedziałem przy biurku przygotowując się do popołudniowych wykładów, zadzwonił Marek Nowakowski, który prowadził zajęcia w Laboratorium Reportażu zajęcia z opowiadania. Kazał mi natychmiast rzucić wszystko i stawić się w knajpie przy placu Unii Lubelskiej. Nie pomogły żadne tłumaczenia. To był cały Marek. Godzinę później wszedłem do knajpy i przysiadłem się do pięcioosobowego towarzystwa, które rozpijało kolejną półlitrówkę. Marek przedstawił mi siedzącego naprzeciw osobnika: To jest pan Mieczysław Przyjemski, mówi autentyczną, nieskażoną gwarą. Całe życie przesiedział w więzieniach. Załatw dla niego pieniądze, żeby przychodził do szkoły i opowiadał. Prowadziłem zajęcia lekko wstawiony. Zrobiłem jak Marek mi kazał. Przyszedłem na pierwszą opowieść Przyjemskiego. Oprócz mnie był student Patryk Vega, późniejszy reżyser i studentka Kinga Kenig, późniejsza fotoedytorka Dużego Formatu Gazety Wyborczej, no i oczywiście Zuzanna Pol. To oni wypytywali. Mieczysław Przyjemski był rewelacyjny. Nie tylko mówił gwarą, nie tylko nie wychodził z więzienia, bo ciągle wpadał, ale był człowiekiem wrażliwym i refleksyjnym. Ja, Patryk i Kinga odpadliśmy z kolejnych spotkań. Poprowadziła je do końca Zuzanna Pol. Ona też napisała książkę.  

 

Na Przyjemskiego mówili „Bełkot”. Przyszedł na zajęcia w 1998 r. i opowiadał o tym, jak kradł. A raczej, jak próbował kraść i za każdym razem trafiał do więzienia. Spędził w nim łącznie 15 lat. Kiedy wyszedł, matka i żona nie żyły, a córka odeszła w nieznane. Dziwił się, że ktoś chce pisać o nim książkę. Całe życie zmarnowane – tłumaczył. Książki nie doczekał, zapił się na śmierć. Zuzanna Pol zainteresowała się historią Bełkota. Postanowiła wyciągnąć od Mieczysława Przyjemskiego jak najwięcej, stworzyć biografię i opowiedzieć o tym ,,zmarnowanym życiu”.

Bohater był nieuczciwy, ale dzięki książce go lubimy. „No i dobra, siedzę sobie” to jego swoista autobiografia. To spowiedź człowieka, który prawie jedną trzecią życia spędził w więzieniu. To także historia smutna i pozbawiona wszelkiej nadziei, bo o ile bohaterom opowieści fabularnych często udaje się wyjść , cało z niejednej tragedii, tak Mietek musiał za swoje przewinienia słono zapłacić. Ale niczego nie wybielał, nie usprawiedliwiał swoich poczynań. Jak mówi Zuzanna Pol: ,,z niezwykłą uczciwością opowiadał on o swojej nieuczciwości. Nie raz próbował też wrócić na dobrą drogę, podejmował się dorywczych prac, ożenił się. Za każdym razem niestety, kiedy w grę wchodził alkohol, Bełkot przerywał swoje starania i wybierał się na drobne kradzieże. Niestety w większości nieudane – co kradzież, to wpadka”. Gdy studentka Szkoły Reportażu przeprowadzała z nim wywiad, Przyjemski był już na wolności. Schorowany, bez rodziny, niezdolny do pracy. Pol jeździła do niego do mieszkania, często bez zapowiedzi, bo Przyjemski nie miał telefonu. To Marek Nowakowski namówił Przyjemskiego do opowiedzenia swojej historii. Bełkot nie miał z tym problemu.

 

Mieczysław Przyjemski mówił chaotycznie, posługiwał się warszawską gwarą, z naleciałościami więziennymi. Gdybym spisała sam jego bełkot, czytelnik prawdopodobnie nic by z tego nie zrozumiał. Czasami miałam go dosyć, ale wiedziałam że warto zachować tę historię. Książka nie jest też długa, a zależało mi też na tym, żeby zachować język, grypserę, którą Przyjemski się posługiwał, bo tego już dzisiaj w Warszawie nie ma. Nie ma tej gwary warszawskiej i innym językiem mówią też więźniowie. Przyjemskiego uważałam za żywe muzeum i chciałam jego eksponaty ocalić. „Bełkot” nie miał oporów przed opowiedzeniem mi właściwie całego swojego życia. Co prawda pewnych informacji nie udało mi się od niego wydobyć, mimo wielokrotnych prób – na przykład życia seksualnego w więzieniu. Nie rozwodził się także nad życiem rodzinnym – krótkim, ale jednak istotnym. Wzruszył się nie tym, że żona nie zobaczyła go przed śmiercią, gdy umierała na raka w szpitalu, ale rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

"No i dobra, siedzę sobie" to historia człowieka, który w swoim życiu był przede wszyskim więźniem. Dostawał zazwyczaj niewielkie wyroki, za to dostawał je często. Zmieniał się świat, a Mietek był stale w podróży po zakładach karnych całego kraju. Historia pędziła, a Mietek siedział.Opowiedział historię swojego życia kiedy był już na złodziejskiej emeryturze, schorowany i samotny, ale nie zgorzkniały. "No dobra, siedzę sobie" - tak zaczynał, kiedy opowiadał o kolejnych okresach swojego życia. Tragicznego, ale i pełnego komediowych wypadków, dramatycznie samotnego, ale zawsze w wesołym towarzystwie kolegów spod celi, albo "chłopaków z miasta". "Chłopaki z miasta żyją krótko" - miał tego świadomość, bo sam był jednym z ostatnich chłopaków z warszawskiej ferajny i zmarł niedługo po tym, jak zakończył opowiadać historię swojego życia. I chociaż Mietek z prokuratorskiego punktu widzenia był tylko złodziejem i recydywistą, to jednak był również jednym z ostatnich złodziei z zasadami. Można go nawet polubić, tak jak lubi się filmowych złodziei, gangsterów i szulerów. Tyle, że bohaterom filmowym wszystko uchodzi na sucho, a Mietek swoje grzechy ciężko odpokutował.  (opis wydawcy)

 

"No i dobra, siedzę sobię"

 

Zuzanna Pol

 

Wydawnictwo LTW, 2011

 

 

© Laboratorium Reportażu 2024