JEZUS NA BAZARZE RÓŻYCKIEGO

"Jezus na Bazarze Różyckiego" zostało opracowane na podstawie trzytomowej książki "Co dzień świeży pieniądz, czyli dzieje Bazaru Różyckiego". W słuchowisku wyreżyserowanym przez Tomasza Zacharewicza, Marek Miller opisał nie tylko obyczajowość bazaru i jego okolic, ale również stosunek do wiary chrześcijańskiej i duchowość mieszkańców Brzeskiej, Ząbkowskiej i Targowej.

 

 

 

Żeby posłuchać, przejdź na stronę Polskiego Radia klikając tutaj: 

 

"Jezus na Bazarze Różyckiego" - słuchowisko radiowe 

MAREK MILLER

Istota dziennikarstwa 

Istotą dziennikarstwa jest podtrzymywanie więzi społecznej. Rzucanie pomostów pomiędzy zwaśnionymi stronami.

Czy w obecnej Polsce to jest możliwe?

Jest możliwe, jeśli porozumienie oprzemy na dwóch kryteriach:

 

  1. ZAGROŻENIA  

Podstawowe zagrożenia:

                       - klęski żywiołowe

                       - patologie społeczne – alkohol, narkotyki

                       - ekologiczne itp.

 

  1. SUMIENIE

            Sumienie jest ponadpartyjne, ponadrasowe, ponadreligijne.

 

Do przeciwnika politycznego i światopoglądowego zamiast agresji kierujemy apel do SUMIENIA.

Jak ogromną siłę może mieć apelowanie do sumienia, zobaczmy:

 

 

 

 

 

 

 

 

 – zasłyszane

Czy jak ludzie przestaną wierzyć, to znaczy, że Bóg przestanie istnieć?

MAŁGORZATA BORKOWSKA

Oczy dziabła

Dziwię się sobie, że jako matka piątki dzieci podołałam obejrzeniu filmu Patryka Vegi „Oczy diabła”. A jednak. Czy można bowiem zamknąć oczy na niewyobrażalne zło, które dotyka te najmniejsze, najbardziej bezbronne

istoty?

 

Nawrócony na chrześcijaństwo Vega rozpoczyna film być może najbardziej niepokojącymi słowami Jezusa „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby

lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza.”. I ja też zadawałam sobie to pytanie podczas oglądania: czy ludziom, którzy dokonują takich potworności można przebaczyć? Choć może lepiej zadać inne pytanie – czy można tym dzieciom pomóc? Vega znalazł iście chrześcijański sposób. Uratował dziecko przeznaczone do burdelu. Ale czy jest coś, co ja mogę zrobić?

 

Długo myślałam nad tym pytaniem i ostatecznie dochodzę do wniosku, że jest tylko jedna odpowiedź. Mogę tylko jeszcze bardziej ukochać dzieci, które Bóg mi powierzył. Nie mam środków ani dojścia by pomóc skrzywdzonym, ale miłość, którą pomnażam w tym świecie, pośród ludzi, których Bóg stawia na mojej drodze, jest jedyną mocą, która może przemienić ten świat. Vega ocalił jedno dziecko - w nim ocalił cały świat. I ja kochając moje dzieci, przyczyniam się do zbawienia tego świata.

 

– Marek Miller

 

  1. Katechizm Reportera według Jana Pawła II

    1. Przedmowa

    2. Część I – Nadawca-reporter

    3. Część II – Przekaz-reportaż

    4. Część III – Braterstwo i Solidarność

  2. Dogma mediów I

  3. Dogma mediów II

  4. Przemiana

  5. "Wiara w zamęcie" – esej Małgorzaty Borkowskiej

  6. "Oczy diabła" – komentarz Małgorzaty Borkowska

  7. Istota dziennikarstwa

  8. "O więcej niż życie" – reportaż radiowy Magdy Grydniewskiej z Radia Lublin

 

 – zasłyszane

Człowiek, który nie potrafi sobie odmówić, nie ma klasy 

– J.P. Sartre

"Moim Gombrowiczem jest Andrzej Bobkowski"

"Każda technika prowadzi do metafizyki"

Wiara w zamęcie

MAŁGORZATA BORKOWSKA

 

Wiele zamętu jest teraz w Kościele, choć niejednokrotnie częściej też wokół Kościoła i można sobie zadawać pytanie jak w tym wszystkim trwać dalej, jak pogodzić wewnętrznie świadomość grzeszności, która ujawnia się w Kościele i nie pozwolić własnej wierze ulec zmąceniu.

Nie interesuje mnie komentowanie tego, co się obecnie dzieje. Mam też wrażenie, że problem, który zarysowałam wyżej - jak pogodzić zgorszenie tym, co się dzieje z własną wiarą dotyczy w mniejszym stopniu tych, co są świadomi, że sami też są grzesznikami - i będąc grzesznikami, są członkami Kościoła; a w większym stopniu tych, którzy uważają się za będących bez grzechu. To trochę tak jak w historii z cudzołożnicą, którą wszyscy chcieli ukamienować a ostatecznie nikt nie rzucił w nią kamieniem. Kościół, tak jak owa cudzołożnica która podniosła się z piachu, musi wstać z tego kryzysu i jak ona wsłuchać się w słowa Chrystusa "Idź i nie grzesz więcej". I tak jak cudzołożna Maria Magdalena, Kościół dalej pozostanie najbliżej Chrystusa w Jego męce i dalej będzie świadczył o Jego zmartwychwstaniu.

Chciałam się właściwie tylko podzielić tu pięknym tekstem, który ostatnio przeczytałam, fragmentem dziennika Andrzeja Bobkowskiego "Z dziennika podróży" o jego emigracji do Ameryki Południowej. Fragment ten dotyczy wizyty w Lourdes, o zderzeniu pomiędzy hałaśliwością i zamętem tego miejsca pielgrzymek, a rzeczywistą duchową głębią, jaką można tam odkryć. I pomyślałam, że ten opis dobrze pasuje do obecnej sytuacji Kościoła - pełnego zamętu, grzechu, skorumpowania, a jednocześnie miejsca, w którym można rzeczywiście odnaleźć Boga Żywego.

"Butelki z cudowną wodą, powiązane za szyjki razem z butelkami wina, zwisają na sznurkach ramion ludzi
i dzwonią. Sklepy, pamiątki, medaliki, kupcy i pielgrzymi - wszystko jest jakby na "ty". Z kim? Brak wprost odwagi na odpowiedź. Modlitwa nabiera w tym cech podania o doraźną zapomogę u władz, wybranych głosami tego tłumu; i daje on jakby dyskretnie do rozumienia, że skoro tak jest, a więc... Coś jakby groźba,
że jeżeli nie, to ostatecznie wyborczą kartkę wiary można stąd łatwo wycofać."[1]

Czyż ten opis, sprzed z górą kilkudziesięciu lat, nie opisuje metaforycznie tego co się dzieje współcześnie
w Kościele? I czyż nie jest tak, że demokratyzacja faktycznie objęła również przestrzeń wiary i że, jeżeli tylko nam się w Kościele nie podoba, można po prostu wycofać z niego swój głos, jak tę wyborczą kartkę?

I jak pośród tego zamętu, gdzie kwitnie handel, gdzie co chwila gorszy nas czyjś grzech, jak w tym wszystkim odnaleźć siebie i pozostać wiernym - komu? Sobie? Bogu? Kościołowi?

A jednak wpośród tego zamętu, jedyną drogą jest wejść w głąb - jak w Lourdes wchodzi się do groty, tak i my w Kościele musimy wejść do wnętrza, w głąb. I tak jak Bobkowski, który przedarłszy się przez tłum pielgrzymów, zszedł do groty i stanął pośród tłumu, z którego każdy chciał wydrzeć dla siebie łaskę zdrowia.

"Wzrok ludzi wpatrzonych tam, jest bezkresny. Oczy patrzące gdzieś w wielką dal, przemierzające ją z szybkością płomienia, by tylko dosięgnąć stóp, u których złożą swą prośbę. Oczy zamknięte, patrzące gdzieś w wielką głębię w poszukiwaniu siebie i wydobywające z niej tymczasem tylko łzy. Mieni się światło, więc mnoży i tryska miliardami płomieni. To nie cud; to po prostu ich blask rozszczepia się w pryzmatach przed źrenicą, w ciepłych kryształach dziecka, którym staje się tu każdy, kto chce... Nie, człowiek nie jest sam, chyba że dobrowolnie zamyka sobie jakieś drzwi. Niepokój istnienia rodzi się w duszach, dla których śmierć jest końcem wszystkiego, a życie czymś samym dla siebie jak bibelot pod kloszem. Gdzież w nim są gwiazdy, słońce, świeżość deszczu i wiatru, prostota łez szczęścia? Gdzie radość dali i jej nadzieja? (...) Boga potrzebuje się przecież tak samo, jak tlenu, a duch nie jest tylko rozumem, lecz także uczuciem. Poczucie moralności, wolności, piękna i świętości nie jest funkcją intelektu. Wolność, moralność, piękność, świętość... Nie ma tu żadnej definicji, lecz czuje się je; czuje się pomimo wszystko granice, na których się kończą lub zaczynają. I może nie jest najgorsze to, że znikają ich zewnętrzne objawy, lecz to, że robi się wszystko by zatrzeć ich granice w człowieku. Napięcie i zamęt wielkich wyborów, przez które świat przechodzi, są dlatego tak wielkie, że chodzi w nich w końcu o głos całej duszy."[2]

Odpychający nieraz zamęt w Lourdes - jak każdego zresztą miejsca pielgrzymkowego, obrazujący zamęt
w całym Kościele, ostatecznie trzeba przejść, by dojść do środka - do serca tego, czym jest Kościół i dopiero kiedy w spotkaniu z Chrystusem w Eucharystii stajemy wobec własnej nędzy, niezdolni wydobyć z siebie nic więcej niż żałosne błagania i prośby; kiedy w końcu doświadczymy tego, że przychodzimy do Niego jak dzieci - a przecież jak dzieci mamy się stać! - dopiero wtedy nasze dusze może ogarnąć prawdziwe światło wiary
i rodzące się z niej piękno i świętość, wolność i moralność, jak pisze Bobkowski.

Dramat wiary polega w gruncie rzeczy na tym, że bez tej - zdawałoby się odpychającej - drogi, nie da się wejść do głębi. Droga do prawdziwej wiary jest drogą pośród świata, pośród grzechu - cudzego i własnego, pośród zgnilizny świata i Kościoła, pośród zmęczenia i udręk. Nie ma wiary, która przychodzi łatwo, prosto
i przyjemnie, bez zgiełku i hałasu, bez grzechu i zamętu. Dopiero jak to wszystko przejdziemy i dotrzemy
w głąb symbolicznej groty - a nie odejdziemy zgorszeni już na samym progu; dopiero wówczas nasze oczy
– nasze dusze - obejmie blask, mieniący się miliardami płomieni.

A po tym spotkaniu z Chrystusem, wracamy znów do życia codziennego pośród świata, jak Bobkowski wychodzi z groty znów do szumu pielgrzymkowego Lourdes.

I paradoksalnie, spojrzenie Bobkowskiego na to odpychające wcześniej dla niego miasto, się zmienia.

" Wracam do miasta. Idę znów wśród sklepów (...). Życie kipi, jest proste; jest w nim całość i harmonia.
W twarzach ludzi, w masie spracowanych rąk wyciągających się jednakowo do pożywienia i do Niej w grocie, jest radość i zgoda niewymuszonego święta. Wielu powzięło tu ważką decyzję i cieszy się z tego na swój sposób. Jeszcze nieraz zachwieją się, wyśmieją z przykazań, lecz większość z nich przyciągnie z powrotem swoboda błądzenia i siła przebaczenia. Pójdą nieraz po tak wielkim kole, że jego wycinek będzie się im wydawał prostą zupełnie innego wykresu; i niespodziewanie wrócą do punktu wyjścia, do pierwszej modlitwy

z lat dziecinnych, do wzruszeń z czasów pierwszego medalika.

Pod wieczór rozpalałem ogień, na skraju lasu. Noc nadchodziła powoli z głębi gór i łąki w dolinie stawały się coraz zimniejsze. O świcie pokryją się mgłą, wspaniale zamrożoną i prawie sypką, jak sadź. W lesie jest jeszcze ciepło. Suche igły i pnie drzew stygną wolniej. Można się przy nich grzać, oparłszy plecami. Wystudzony nad łąkami dym opada szybko i czepia się trawy. Drogą poniżej idą ludzie ku Lourdes. Patrzę
w ogień i myślę, że ksiądz Peyramale, proboszcz Lourdes z czasów Bernadetty , miał rację: "Wierzący nie potrzebują żadnych wyjaśnień; wyjaśniać niewierzącym jest rzeczą niemożliwą." Twarde to słowa, ale jakże słuszne dziś, gdy wszystko staje się kwestią wiary."[3]

I czy nie jest to słuszne właśnie dziś? Dziś, gdy przynależność do Kościoła nie może być już więcej pustą afiliacją z pozornie wielką, godną i wszędzie poważaną instytucją jak to bywało dawniej? Dziś przynależność do Kościoła może być już tylko kwestią wiary, a tych którzy tej przynależności już nie chcą, nie da się przekonać, bo ostatecznie wiara może pochodzić tylko z osobistego doświadczenia - ze spotkania w Bogiem w grocie własnej duszy. I tylko po tym jakże intymnym doświadczeniu, możemy wyjść przemienieni i patrzeć ze zrozumieniem na zamęt świata, mając świadomość, że nasza droga też bywa kręta i że nieraz jeszcze pobłądzimy i że może ostatecznie przy Bogu trzymać nas będzie tylko owa modlitwa z lat dziecinnych, zagubiony wśród gromadzonych latami rzeczy pierwszy medalik, jak pisze Bobkowski.

Ważne jednak pozostaje, aby pomimo zamętu, pomimo zgorszenia, poszukiwać tego spotkania, aby nie zrażać się brzydotą drogi w Kościele, aby wejść do środka, pomimo odrazy i z pokorą dziecka, zwrócić oczy
w stronę Chrystusa, by w Nim odnaleźć pokój, który przemieni nasze spojrzenie na świat i pozwoli nam spojrzeć z miłością i wyrozumiałością na to, co nieraz jest tak odpychające.

 

 


[1] A. Bobkowski, Z dziennika podróży, Biblioteka „Więzi”. Warszawa 2013, s. 53

[2] A. Bobkowski, Z dziennika podróży, Biblioteka „Więzi”. Warszawa 2013, s. 55-56

[3] A. Bobkowski, Z dziennika podróży, Biblioteka „Więzi”. Warszawa 2013, s. 57-58

MAGDA GRYDNIEWSKA,  RADIO LUBLIN

O więcej niż życie 

MAREK MILLER

Przemiana

Media w swoim dominującym nurcie są obecnie bezradne wobec rzeczywistości. Rzeczywistość je przerasta, więc ograniczają się do jej cynicznego wykorzystania, do propagandy i własnych interesów. Media zakrywają, zaciemniają obraz rzeczywistości zamiast go odkrywać, tłumaczyć i szukać rozwiązań. Media nie spełniają dziś swojej podstawowej funkcji – podtrzymywania więzi społecznej. Media dziś głównie dzielą społeczeństwo podsycając nienawiść i nietolerancję. Tak być nie może. Dziennikarstwo w swojej istocie to budowanie mostów, porozumienia. Porozumienie to podstawa więzi, podstawa wspólnoty. Musimy wierzyć w nie, nawet gdyby powszechnie wątpiono. Polska to zdecydowanie coś więcej niż PiS i PO. Niż Lewica i Prawica. To „coś więcej” – to winien być nasz dziennikarski program. Na tym „coś więcej” powinnyśmy się skupić. Temu „coś więcej” warto się poświęcić, bo zagrożone są fundamentalne podstawy polskiej tożsamości narodowej. Toczy się bezwzględna walka o zawłaszczenie społecznej świadomości a w demokracji bez wartości mnożą się nowe totalitaryzmy. Tymczasem zanika niezależność. Związki i stowarzyszenia dziennikarskie są w Polsce marginalne, dychawiczne i bez większego znaczenia. Środowisko dziennikarskie jest rozbite, podzielone i zatomizowane. Dziennikarze wysługują się partiom politycznym, hierarchii kościelnej i zwykłej mafii. Ukąszenie komunistyczne nigdy nie znalazło swojej szczepionki i do dziś pustoszy nasze sumienia. Niemcy (po zjednoczeniu) potrzebowali pół roku, żeby powołać do życia jedną silną organizację dziennikarską. Ta organizacja ma znaczenie i wszyscy się z nią liczą. Bilety na ich bal sylwestrowy są drogie i poszukiwane, bo uczestniczą w nim członkowie rządu. Z uzyskanego z balu dochodu utrzymywana jest dziennikarska szkoła. Czas się zjednoczyć. Czas porzucić przeszłość. Młode pokolenie dziennikarzy nie rozumie i nie akceptuje naszych podziałów. Dla nich historia SDP i SDPRL jest odległa jak wojna secesyjna. Powiecie, że to co mówię to skrajny idealizm, że dość już mieliśmy pozornych, wymuszonych jedności. Nie podzielam tego poglądu. Jeżeli wszyscy zaakceptujemy podstawowe, wspólne nam zagrożenia, np. rozwój ekonomiczny, ekologia, patologie społeczne, kataklizmy, to co do reszty możemy się różnić w grupach frakcyjnych, które istniały i będą istnieć zawsze. Kategoria zagrożenia może stać się fundamentem naszego zjednoczenia i porozumienia. Jeżeli dodamy do niej kategorię sumienia, które jest w swojej istocie ponadpartyjne, światopoglądowe i religijne to może się udać. Nie koncentrujmy się więc na totalnej krytyce przeciwnika a apelujmy do jego sumienia. Jeżeli zjednoczymy się i będziemy nad sobą pracować to mamy szansę na rzeczywistą przemianę, która od czasów romantyzmu jest naszym niezniszczonym marzeniem.

MAREK MILLER

Dogma mediów II

Co zrobimy z wolnością? To pytanie podstawowe. To filtr, przez który odcedzamy, odfiltrowujemy to, co najistotniejsze. W okresie reidentyfikacji jaki przeżywamy po upadku komunizmu, zarysowały się dwie podstawowe opcje. Dwie różne koncepcje człowieka. Dwie Polski. Z Bogiem i bez Boga. Rodzić się tu musi fundamentalne pytanie. Co czyni człowieka człowiekiem? Wierność normie czy chroniczna transgresja?
Dogma jest za wiernością normie. Oto moje argumenty i niepokoje.

 

 

 

 

 

Z BOGIEM

 

1. Wierzę w Boga. Pochodzę z katolickiego domu i tak mnie wychowano.

2. Mam już 70 lat i wychodzi mi na to, że bez Pana Boga człowiek za głupi jest na życie.

3. Człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. I dlatego nie można Chrystusa wyłączyć z dziejów człowieka.

4. Inaczej żyje się w obliczu Boga a inaczej w obliczu nicości.

5. U kogo Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko jest na swoim miejscu.

6. Dlaczego to niewiara ma być ważniejsza niż wiara?

 BEZ BOGA

 

1. Nie wchodź w dialog z grzechem, bo zawsze przegrasz.

2. Ekonomia kapitalizmu bez Boga, liberalizm zachodni, lewicowość, komunizm – to intelektualnie martwa perspektywa generująca materializm, nihilizm, potęgująca zagubienie człowieka, jego samotność i rozpacz.

3. Nieprawdą jest, że człowiek niewierzący w Boga nie uwierzy już w nic. Człowiek taki uwierzy we wszystko.

4. Demokracja bez Boga, bez wartości staje się nowym totalitaryzmem.

 

 

MAREK MILLER

Notatki do „Dogmy Mediów” gromadziłem ucząc zawodu dziennikarskiego w Szkole Filmowej w Łodzi, Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, Szkole Reportażu Collegium Civitas. Są one jednak przede wszystkim rezultatem uprawiania zawodu i kontaktów ze środowiskiem dziennikarskim.

 

„Dogma” to moja próba wyjścia z sytuacji, szukanie drogi, to próba budowania programu nowego, alternatywnego dziennikarstwa. „Dogma” nie chce nic narzucać, jest jedynie próbą budowania własnego zdania. Wzięła się z tęsknoty za jasnością kryteriów, za czytelnym oddzieleniem dobra od zła, prawdy od fałszu, sztuki dziennikarskiej od jej pozorów. Z niezgody na świat, którego jestem częścią. Świat, w którym rządzi TKKT – Totalitaryzm Komercji, Konsumpcji, Transgresji).

 

1. TKKT: Dziennikarstwo to dostarczanie informacji. Dziennikarstwo to informacja. Informacja to towar. Będziemy dostarczać i sprzedawać taki towar, na jaki jest zapotrzebowanie.

 

DOGMA: Dziennikarstwo to składanie świadectwa, bycie świadkiem. Dziennikarz to aktywny świadek poszukujący prawdy i czynnie opowiadający się za prawdą. Dziennikarstwo to analizowanie, interpretowanie i budowanie świata poprzez media. Dziennikarstwo to narzędzie poznania, to wehikuł do badania otaczającej nas rzeczywistości, czyli tajemnicy.

 

2. TKKT: Dziennikarstwo – nie przesadzajmy, to zwykły zawód. Miernikiem jego wartości jest wysokość zarobków, czasami trochę popularności.

 

DOGMA: Dziennikarstwo to bardziej charakter, osobowość niż formalny zawód wpisany w ankietę personalną. To bardziej powołanie i sposób życia niż etat.

 

3. TKKT: Dziennikarstwo to stan przejściowy, to środek do innych celów, do bardziej prestiżowych, intratnych stanowisk, miejsc, funkcji. Chodzi o to, żeby nałapać kontaktów, otrzaskać się, a wtedy... hyc wyżej.

 

DOGMA: Dziennikarstwo to cel. Dziennikarzowi chodzi o dziennikarstwo, reporterowi o reportaż, o nic więcej. W tym sensie awansujemy głównie w głąb, nie wzwyż.

 

4. TKKT: Dziennikarstwo to oczywistość – powtarzalny, komercyjny produkt. Dziennikarstwo to pisanie, nagrywanie, filmowanie – wiadomo. Pisanie to pisanie, filmowanie to filmowanie, i nie ma o czym mówić. Właściwie dziennikarstwo to atrakcyjny dodatek do rządzącej nim reklamy. Ma łatwo wejść i łatwo wyjść. Tekst ma się nie odróżniać od tekstu, audycja od audycji, program od programu. Osobowość zostaw w domu.

 

DOGMA: Dziennikarstwo to zbieranie materiałów, analizowanie i interpretowanie, czyli reżyserowanie. Reżyserowanie tekstu, filmu, programu. Dziennikarstwo to nowy rodzaj zapisu. Dziennikarstwo to sztuka mediów, to biała plama, wielkie pole do poszukiwań i eksperymentów. Dziennikarstwo to sztuka w rozwoju. Istnieje w nim nurt klasyczny i nie opisana awangarda. Wobec zaniku tradycyjnej wielkiej literatury i wielkiego kina przejmuje ich funkcje i cele. Pytania, w jakim miejscu jest sztuka mediów i jakie stoją przed nią możliwości, wyzwania – to zasadnicze pytania dziennikarstwa.

 

5. TKKT: W dziennikarstwie ważny jest sukces. Ideologia sukcesu, osiągnięcie sukcesu. Chcę być pierwszy, a więc muszę wyeliminować drugiego.

 

DOGMA: W dziennikarstwie ważna jest twórczość i rozwój. Rywalizuję ze sobą. Z innymi szukam porozumienia i współpracy.

 

6. TKKT: Najważniejszą rzeczą dla dziennikarza jest firma: koncern, stacja, partia, gazeta – układ, któremu najwięcej zawdzięczam. Jestem częścią układu, gram z układem przeciwko innym układom. Ta gra, to gra interesów.

 

DOGMA: Najważniejszą rzeczą dla dziennikarza jest jego nazwisko. Jego firmą jest nazwisko. Na tę firmę dziennikarz pracuje całe życie. Tę firmę łączy więź solidarności z innymi firmami, tworzącymi branżę. Każdy dziennikarz reprezentuje godność i powinność całej branży. Pracując na swoje nazwisko, pracuje na zawodowy etos.

 

7. TKKT: Branża to zwrot retoryczny, to nadzieja słabych. Tak naprawdę jestem sam, to zawód skazany na samotność.

 

DOGMA: Wartością branży jest więź, budowanie wspólnoty. Wspólnoty ponad podziałami. Podstawą porozumienia są wspólne zagrożenia. W trakcie transformacji ustrojowej, w okresie przejściowym najważniejsze stają się podstawowe zagrożenia człowieka i społeczeństwa. Jesteśmy zgodni co do podstawowych problemów: prawa człowieka, podstawy bezpieczeństwa narodowego i społecznego, ekologia, rozwój ekonomiczny, patologie i choroby społeczne. Potem możemy już się różnić.

 

8. TKKT: Jesteśmy zawodem na sprzedaż. Nie ma co się stawiać. Jesteśmy zatomizowani, podzieleni, rozdarci, zantagonizowani i zideologizowani. Wysługujemy się politykom, policji, kapitałowi i mafii. Nie ma na czym się oprzeć, o co zaczepić, a więc zawsze na sprzedaż i każdemu do usług.

 

DOGMA: Jesteśmy niezależną, czwartą władzą, nadzieją rodzącej się demokracji. Jesteśmy siłą zawsze podnoszącą rękę na władzę, pod którą żyjemy, siłą zawsze krytyczną wobec aktualnie rządzących. A odwieczny dylemat: słuchać ludu czy rządzić nim? Jesteśmy elitą odpowiedzialną za społeczeństwo i służącą społeczeństwu. Służącą z pokorą i cierpliwością.

 

9. TKKT: Dziennikarz to przedstawiciel rodzącej się klasy średniej. Inteligencja to przeżytek. Inteligencja nie istnieje.

 

DOGMA: Dziennikarz to inteligent. Inteligent, z racji swojej wiedzy odpowiedzialny za niższe warstwy społeczeństwa, odpowiedzialny za sygnalizowanie, diagnozę i rozwiązywanie najistotniejszych społecznych problemów. Odpowiedzialny za wypracowanie rozwiązań, za popularyzowanie pożądanych postaw i wzorów społecznych. Dziennikarstwo to inteligencja twórcza, istotna część elity intelektualnej kraju.

 

10. TKKT: Idea – komercja.

 

DOGMA: Idea – wykorzystać komercję dla idei. Obowiązkiem inteligenta – dziennikarza jest dogłębne poznanie i opanowanie socjotechniki reklamy, telenoweli, komiksu... i wykorzystanie tych narzędzi z premedytacją i pełną świadomością dla oddziaływania na niższe warstwy społeczne w celu ich „uwznioślenia”. Uwznioślenia, czyli popularyzacji wyższych wartości kultury i docierania do niższych warstw z istotnymi treściami i problemami.

 

11. TKKT: Reiting jest naszym Bogiem. Lekko, łatwo, przyjemnie, atrakcyjnie, sensacyjnie, agresywnie... Ludzie to lubią, ludzie to kupią. Ludzie są zmęczeni, chcą odpocząć, chcą się rozerwać, chcą zapomnieć.

 

DOGMA: Oko cenzora zostało zastąpione okiem reitingu, w związku z tym media nie zdają sprawozdania z rzeczywistości, a kreują rzeczywistość, forsując odwrócony obraz świata. W tym świecie patologia staje się normą. Nie należy walczyć z reitingiem, należy go przejąć, czyniąc dobro wartością atrakcyjną, sensacyjną, agresywną.

 

12. TKKT: Miernikiem rozwoju społecznego jest rynek, ekonomia, technologia.

 

DOGMA: Miernikiem rozwoju społecznego jest kultura. Akumulatorem pozytywnej energii – tradycja narodowa. Tradycja romantyczno-pozytywistyczna jest naszym wyzwaniem. Jak ją dziś twórczo interpretować? Co nam wskazuje na przyszłość? To wielkie pytania ludzi mediów.

 

13. TKKT: Naszą szansą jest przejęcie wzorów Zachodu. Podporządkowanie jego trendom i modom. Zaakceptowanie naszej wtórności, marginalności i prowincjonalności.

 

DOGMA: Naszą szansą jest rola tłumacza kultur. Tłumacza kultur między Wschodem a Zachodem. My, tak bardzo tęskniący za Ameryką i tak bardzo rozumiejący Rosję, moglibyśmy zostać tłumaczem aktywnie i pozytywnie współpracującym na rzecz zbliżenia Wschodu i Zachodu. To mógłby być nasz oryginalny wkład do wspólnej Europy i nasza szansa.

 

14. TKKT: Totalitaryzm komercji i totalitaryzm konsumpcji opowiada się za transgresją. Transgresja jest szansą na nowe, komercyjne obszary w naturze człowieka. Transgresja jest szansą na rozbudzanie ciągle nowych konsumpcyjnych potrzeb. Transgresję łatwo daje się sugerować i sprzedawać jako rozwój, postęp i twórczość.

 

DOGMA: Norma i wierność normie jest gwarancją człowieczeństwa, gwarancją rozwoju człowieka.

Dogma mediów

Ośrodek Formacyjny Laboratorium Reportażu

CZĘŚĆ I: NADAWCA – REPORTER

POWOŁANIE - CZYLI KIM JEST REPORTER

 

Jestem reporterem. Wierzę w reportaż. To moja wizja, pasja, obsesja. Reporterzy to dla mnie grupa odniesienia, mój cech, moja branża, mój styl życia. Czy mogę nazwać to powołaniem? Czy mam do niego wystarczające predyspozycje? Jak je rozpoznać? Jak zdefiniować?

 

W naturę człowieka wpisana jest potrzeba „bycia darem dla”. Powołanie związane jest z darem „dla” innych, powołany „idzie w tym kierunku, w którym woła go miłość”1, bo tylko tym można wytłumaczyć zgodę na ponoszenie trudów nieopłacających się w życiu doczesnym. Zatem u początków posłannictwa informowania i kształcenia opinii publicznej znajduje się silny wewnętrzny nakaz. Jestem do głębi przejęty szlachetnością i powagą waszego zawodu.

 

Powołanie wymaga całkowitego oddania się, poświęcenia. Jakie wymagania stawiane są reporterowi, dziennikarskiemu powołaniu? Co stoi za tym, co mnie pociąga, pochłania i inspiruje? Poznanie? Pragnienie znalezienia odpowiedzi na pytanie, jak było naprawdę, jaka jest prawda? Jak jej szukać, jak ją relacjonować? Co wynika tu z faktu, że jestem katolikiem?

 

Kiedy mówimy o powołaniu, staje przed nami przede wszystkim ktoś, kto woła; ktoś, kto wzywa. Tym, kto woła człowieka, kto go wzywa, jest Bóg. Tam, gdzie jest powołanie, tam jest - z jednej strony Ten, Kto woła, Ten, Kto wzywa, z drugiej strony jest ten, kto odpowiada, bo powołanie jest zaadresowane do osoby; od osoby do osoby. Służba słowu jest posłannictwem społecznym. Dziennikarz pozostaje pod wpływem „czaru prawdy”. Jest brzemienny prawdą Bożą. Ma odwagę szukać i relacjonować prawdę, nawet jeśli jest ona niewygodna lub nieuznawana za politycznie poprawną. Stąd wynikają wszystkie wymagania stawiane przez opinię publiczną reporterowi, który chce uchodzić za katolickiego. Można je sprowadzić do czterech elementów: wiary, wiedzy, życia w łasce i talentu.

 

Talent jako coś bezcennego, a jednocześnie tajemniczego, trudno definiowalnego, zawsze najbardziej nas ekscytuje i pociąga. Na pewno wiemy o nim jedno: talent jest głównie wynikiem wyjątkowych predyspozycji. Jakie więc predyspozycje powinien posiadać reporter?

 

Należy do nich trafna ocena wartości doczesnych w świetle wieczności, co umożliwia zjednoczenie z Chrystusem. Aby zatem wypełnić powołanie reportera, konieczne są cnoty osobiste, tj. cierpliwość, wytrwałość, umiar, bezinteresowność, gruntowność, skupienie, posłuszeństwo, uległość, roztropność, znajomość ludzi, męstwo, które może być niekiedy jedynym argumentem, jaki nam pozostał, a przede wszystkim miłość Boga i ludzi, dla których się pisze, nagrywa, filmuje.

 

Reporter, przyjmując powołanie, otrzymuje do wykonania - zadanie - misję. Jakie stawia ona wyzwania?

 

Misja dziennikarza może kształtować w sumieniach upodobanie dobra. Może wpajać w nie zmysł Boga, umacniać nadzieję, ożywiać wrażliwość na wartości transcendentne. Praca dziennikarza może oświecać kierować, wspierać to wszystko, co naprawdę służy autentycznemu i integralnemu rozwojowi ludzkiego współżycia. Może umysłom i sercom otwierać horyzonty, pobudzać jednostki i społeczeństwa do dążenia ku tym celom, które decydują o lepszej jakości życia. Powołanie dziennikarza czerpie z zasobów tego, co określiłbym mianem „psychologii pozytywnej”. Wasze powołanie jest - zgodnie ze swoim wewnętrznym zadaniem - powołaniem twórczym. Nadajecie formę i kształt rzeczywistości i materii świata. Nie poprzestajecie na prostym odtwarzaniu czy też powierzchownym opisie. Próbujecie „skupić” - w pierwotnym sensie tego słowa - rzeczywistość człowieka i jego świata. Pragnijcie ująć w słowie, dźwięku, obrazie coś z prawdy i głębi świata i człowieka, z przepastnej głębi człowieka.

 

Gdyby sprowadzić misję dziennikarza i jej wyzwania do głównego, dominującego obowiązku, to jak byśmy go nazwali, jak byśmy go określili?

 

Ten obowiązek to sumienne szukanie prawdy obiektywnej, powaga i uczciwość intelektualna w subiektywnej interpretacji i komentarzu; to przyrodzone cechy dziennikarstwa - określają w zasadniczy sposób społeczny wymiar tego trudnego i fascynującego powołania.

 

(s. 17-20)

 

CZĘŚĆ III: BRATERSTWO I SOLIDARNOŚĆ

 

Na koniec, jaki apel skierowałby Ojciec Święty do wszystkich, którzy zajmują się społecznym przekazem, żyjących we wszystkich szerokościach geograficznych i wyznających różne religie?

 

Zwracam się z pełnym troski apelem do wszystkich, którzy zajmują się społecznym przekazem, żyjących we wszystkich szerokościach geograficznych i wyznających różne religie:

– Pracujący w dziedzinie środków przekazu, wzywam was, byście nie przedstawiali człowieka w sposób okaleczony i zniekształcony, człowieka zamkniętego na prawdziwie ludzkie wartości!

– byście dawali miejsce temu, co transcendentne, temu, co czyni człowieka bardziej człowiekiem!

– byście nie drwili z wartości religijnych, nie pomijali ich, nie interpretowali na podstawie ideologicznych schematów!

– byście przekazywali wasze informacje, opierając się na kryteriach prawdy i sprawiedliwości, i poczuwali się do obowiązku sprostowania i naprawienia błędu, gdy zdarzy się wam go popełnić!

– byście nie szerzyli zepsucia w społeczeństwie, a szczególnie wśród młodzieży, przez pokazywanie z upodobaniem i natarczywością obrazów zła, przemocy, upadku moralnego, poprzez ideologiczne manipulowanie i sianie niezgody!

– Trzeba, byście, wy wszyscy, ludzie środków społecznego przekazu, byli świadomi, że rozpowszechniane przez was wiadomości docierają do mas, które są masami tylko ze względu na liczebność tworzących je ludzi, z których każdy jest człowiekiem, konkretną i niepowtarzalną osobą, i jako osoba musi być uznawany i szanowany.

 

(s. 93-94)

 

CZĘŚĆ II
Przekaz – Reportaż

CZĘŚĆ I
Nadawca – Reporter

Przedmowa

CZĘŚĆ III
Braterstwo i Solidarność

Poniższe fragmenty pochodzące z Katechizmu Reportera są reprezentatywne dla idei dialogu Marka Millera z ojcem świętym Janem Pawłem II. Ten dialog z myślami papieża to zdaniem autora fundament współczesnego dziennikarstwa katolickiego, otwartego na wszystkich. Zainteresowanych pełną publikacji zapraszamy na stronę internetową Oficyny Wydawniczej Volumen

Katechizm reportera

według Jana Pawła II

MAREK MILLER

CZĘŚĆ II: PRZEKAZ – REPORTAŻ

FUNDAMENTY

 

Wierzę w reportaż, jego siłę, jego znaczenie, jego możliwości. Podstawą reportażu są wydarzenia. Czym są wydarzenia dla człowieka wierzącego?

 

Należy patrzeć na wydarzenia jako na mowę Boga do ludzi, pamiętając, że pod codziennością ukrywa się tajemnica.

 

Jak tę mowę Boga do ludzi odczytywać?

 

Ażeby odczytać informacje jako mowę Boga do ludzi, konieczne jest wprowadzenie do dziennikarskiego warsztatu zasady inicjacji w informację (background). Poprzez ten zabieg w informacji zaistnieje inicjacja, bo inicjacja musi być treścią wiodącą. W przeciwnym razie publikacje ślizgają się po powierzchni, nie spełniają wymogów autentycznej paedagogiafidei (pedagogii wiary)2. Background - oznacza tło. Stosujemy go w celu pogłębienia informacji. „A teraz pragnę od tej informacji przejść do”...

Owo „przejść do” to właśnie inicjacja w informacji. Inicjacja oznacza wtajemniczenie. Celem stosowania zasady inicjacji w informacji jest dobro godziwe, a nie jedynie użyteczne dla określonej grupy odbiorców. Informacja żyje dzięki inicjacji. Gdy dziennikarz skupi się jedynie na tym, by przekazać suche fakty, to gubi istotę informacji, która jest „światłem rozjaśniającym bytowanie” człowieka. Informacje należy więc poszerzyć o „wartość dodaną” - inicjację, inaczej: „wewnętrzną prawdę”.

 

Jaka jest filozofia backgroundu - inicjacji w informację, i co się na nią składa?

 

Na background składają się obrazy dwóch pojęć: „zwrotnicy” i „przepaści”. To nowe spojrzenie na sprawę człowieka dzielące go na dwie istoty: człowieka zmysłowego (istota widzialna, materialna, zmysłowa) i człowieka wewnętrznego (istota niewidzialna, wewnętrzna, duchowa). Te dwie istoty spotykają się na niwie spraw społecznych za pomocą pewnego instrumentu, jakby „zwrotnicy”, jaką jest sumienie. Jest to przeciwstawienie obowiązującej materialistycznej koncepcji człowieka - koncepcji chrześcijańskiej. Dzisiaj materializm, ten obiegowy materializm teoretyczny i jeszcze bardziej ten praktyczny, chce przede wszystkim odebrać człowiekowi świadomość jego głębi. I można patrzeć, jak się przed tym broni człowiek wewnętrzny. Człowiek jest głęboki, to jest „przepaść”. Człowiek jest takim w akcie swojego sumienia. I tu „przepaść” chce się skontaktować z inną „przepaścią”, nieskończoną. Jest to możliwe najpełniej - w sakramencie pokuty. Im bardziej się otworzy „przepaść” ludzkiego sumienia, tym bardziej otworzy się Bóg. „Trzeba pamiętać o tym, że człowiek jest głęboki i że Bóg jest niewyczerpalny. Bóg jest niezgłębiony”. Background oparty na „przepaści” i „zwrotnicy”, na inicjacji - prowadzi nas do pierwszej zasady kardynalnej. Trzeba całemu dziennikarstwu dać pierwszeństwo inicjacji nad informacją. Nie sposób inicjacji zastąpić informacją. Informacja bez inicjacji nie jest prawdziwa. Dopiero „wnętrze znaku” sprawia, że jest on tym, na co on wskazuje. Wiadomość byłaby „wewnątrz pusta”, gdyby tylko informowała odbiorcę i nie wtajemniczała w wiarę. Należy domagać się od dziennikarzy „przebicia się” przez „warstwę wydarzeń” do „nadprzyrodzonej rzeczywistości”, a więc właśnie do „ujawnienia wnętrza” informacji, czyli natury opisywanego przedmiotu. ,W wierze chrześcijańskiej poznanie i życie, prawda i istnienie są wewnętrznie ze sobą powiązane”6, dlatego informacja posiada swoją „wewnętrzną prawdę”. Tylko inicjacja w informację pozwala właściwie odczytać sens wydarzenia.

 

(s.29-31)

 

Czym jest dziennikarstwo w swej istocie?

 

Dziennikarstwo to służba w pragnieniu prawd całkowitych, ostatecznych i definitywnych, to „odsłanianie wewnętrznych powiązań wątków, które „uległy rozbiciu”, dochodzenie do istoty bytów poprzez nieustanne poszukiwanie ich syntezy. Bez pracy dziennikarza rozbite wątki rozpraszają czytelnika, nie doprowadzając do syntezy na głębszym poziomie rozumienia. W efekcie nie prowadzą czytelnika do nadziei. Artystów łączy wspólny cel - wstrząśnięcie odbiorcą, które jest wewnętrzną logiką sztuki i publicystyki. Zadaniem publicystyki w odróżnieniu od reszty sztuki jest nie tyle samo „wstrząśnięcie”, co wspomaganie, leczenie, wyzwalanie, oczyszczanie, nadawanie sensu, czyli zachęcanie do nadziei. Nawet jeśli dziennikarz nie może odpowiedzieć na każde ludzkie „dlaczego?” – pointą jego artykułu powinna być nadzieja.

 

(s.37-38)

 

Dlaczego katechizm? Bo to ścieżka inicjacyjna, droga wtajemniczenia, wykład zasad wiary
w Boga i reportaż. Ma pomagać rozjaśniać światłem wiary nowe sytuacje i problemy, które
w przeszłości nie istniały. Wreszcie to coś fundamentalnego, coś, co powinno mieć znaczenie
w świecie, gdzie wszystkiego jest za dużo i nic nie ma znaczenia.

 

Dlaczego katechizm reportera? Bo ja jestem reporterem. Bo od nas reporterów w ogromnej mierze zależy stan więzi społecznej. Bo to profesja z natury swojej dwuznaczna, rozpięta pomiędzy władzą a społeczeństwem, zanurzona głęboko w życiu, czyli w „ciemnym”.
W „ciemnym”, a więc łaknąca światła.

 

Tytuł Katechizm reportera jest rodzajem prowokacji i paradoksu. Prowokacji, bo umyślnej zaczepki, podpuszczenia, wyzwania, a jednocześnie twierdzeniem niezgodnym z tym, co ogólnie uznane, i wewnętrznie sprzecznym, a więc paradoksem.

 

Każdy katechizm wiernie i w sposób uporządkowany przedstawia nauczanie wiary. U nas to uporządkowanie sprowadza się do wykorzystania modelu komunikacji społecznej: nadawca - komunikat - odbiorca. Podział ten jest przejrzysty, wygodny i ma jednocześnie charakter antropologiczny, obejmujący całość zjawisk i problemów dotyczących naszego tematu. O czymkolwiek w związku z tym tematem byśmy mówili, musi się to zmieścić w przyjętym modelu, musi wpaść w swoją szufladkę: jedną z tych trzech.

Dla kogo jest Katechizm reportera? Do kogo jest kierowany? Zostaje oferowany każdemu człowiekowi, żądającemu od nas - reporterów - uzasadnienia nadziei, która jest w nas. Jest to więc uzasadnienie przydatne głównie dziennikarzom katolickim, ale przez uniwersalizm etyki chrześcijańskiej jest kierowane do wszystkich poszukujących prawdy, wszystkich, dla których Dekalog ciągle pozostaje istotnym punktem odniesienia.

 

Od lat odczuwałem narastającą potrzebę trwałego oparcia, czegoś intelektualnie i emocjonalnie fundamentalnego, a jednocześnie praktycznego. Czegoś, na czym można by się oprzeć,
a jednocześnie czym można by się inspirować i co dawałoby ostateczne poczucie sensu, pewności i wewnętrznego spokoju. Potrzebie tej towarzyszyło przekonanie, że to coś właściwie od dawna posiadam, lecz niezdefiniowane i nie do końca świadome. To coś wiązało się z osobą Karola Wojtyły. Uważałem Papieża za reportera, który wypracował wizję dziennikarstwa i stworzył jego program. Materiał rozproszony istniał. Trzeba było tylko usiąść i to spisać. Ja odsuwałem to jednak ciągle na później. Jak to się mówi - w życiu są rzeczy ważne i pilne. Te pilne prawie nigdy nie są ważne, a te ważne prawie nigdy nie są pilne. Ta była zdecydowanie ważna, więc odkładałem ją w nieskończoność. W końcu zredagowałem coś w rodzaju pierwszej wersji. Książka nosiła tytuł Dziennikarstwo według Jana Pawła II i ukazała się w 2008 roku; była czytelniczą klęską. Przeszła kompletnie niezauważona mimo transformacji ustrojowej w Polsce,
a więc potencjalnego zapotrzebowania na fundamentalne wartości. Zastanawiałem się, dlaczego. Na tekst składały się obszerne cytaty z przemówień Papieża wygłaszanych do dziennikarzy
z okazji Światowych Dni Środków Społecznego Przekazu. W związku z tym język był nieco oficjalny, sztywny, często trudny, i jak na średni reporterski gust zbyt „metaforyczny”.
Potencjał myślowy w nim zawarty rozcieńczał się i rozmywał w okazjonalnych celach przemówień.

 

W 2013 roku została opublikowana praca doktorska Doroty Narewskiej zatytułowana Karola Wojtyły wizja dziennikarstwa (1949-1978) – dla mnie niezwykle ważny materiał obejmujący okres nieobecny w mojej książce. To wtedy właśnie, w latach 1949-1978, rodzi się wizja dziennikarstwa przyszłego papieża.

Książka Doroty Narewskiej miała dla mnie dwa istotne mankamenty: była pracą naukową i liczyła 656 stron.

 

Dorota Narewska pogłębia temat w drugiej monografii - «Dziennikarstwo jak kapłaństwo...».
Z perspektywy teologii mediów Jana Pawła II3 z 2019 roku. Stawia w niej śmiałą hipotezę na temat osób pracujących w środkach społecznego przekazu, które posługują słowu. Ukazuje w tym powołaniu i w związanej z nią misji - charakter sakralny. Hipoteza o sakralnym charakterze powołania ludzi mediów oparta jest na papieskim porównaniu dziennikarstwa do kapłaństwa, zaproponowanym przez Jana Pawła II w przemówieniu do włoskich dziennikarzy katolickich 2 grudnia 1983 roku. Niestety ta monografia, niezwykle śmiała, odkrywcza i ważna dla naszego tematu, jest również pracą naukową.

Zadałem sobie pytanie: Czy mój temat (Dziennikarstwo według Jana Pawła II) i Doroty Narewskiej można maksymalnie skrócić i uprościć, znajdując odpowiednią formę? Czy znajdzie wtedy czytelnika? Pytanie to nie dawało mi spokoju. Rzecz ze względu na osobę głównego bohatera wydawała się grzeszyć pychą, ale wyzwanie pozostawało intrygujące. Katechizm reportera! Różne rzeczy pisałem i redagowałem w życiu, ale coś takiego...

 

Pragnąłem, żeby mój Katechizm miał formę rozmowy. Przychodziłem na te spotkania z myślami Karola Wojtyły z pytaniami, które od dawna zadawałem sam sobie. By mógł zaistnieć dialog, musiałem w wypowiedzi Papieża nieznacznie zaingerować. Są to jednak zmiany kosmetyczne, niezmieniające w żaden sposób istoty wywodu.

 

Podobną formę wywiadu-rozmowy zastosował dominikanin ojciec Jacek Salij w swoich Rozmowach ze świętym Augustynem. Książka ta stała się dla mnie zachętą i inspiracją. Podobnie jak ojciec Salij, ja również nad swoim tekstem pracowałem w stanie duchowego podniecenia, któremu towarzyszyło nieco egzaltowane, wewnętrzne przekonanie, że „coś” mi każe to robić, że jestem tylko narzędziem i mam stworzyć pożyteczne narzędzie dla swojego cechu. Mówiąc krótko językiem św. Faustyny, czułem przynaglenie Boże do tego. Najbardziej nieautentyczna wydaje się w Katechizmie reportera moja rola jako rozmówcy ze Świętym. Tak jest, ale dawało mi to jednak szerokie możliwości wiązania w całość krótkich, wyjętych z różnych tekstów wypowiedzi. Całości pracy towarzyszyło przekonanie, że „rozmawiam”, bo chcę przekazać część mojej nadziei. Rozmowa ta to wspólne poszukiwanie stylu - wzoru życia reporterskiego opartego na myśli chrześcijańskiej. Nie opuszczał mnie jednak niepokój, że to wszystko, o czym mówimy, jest już nieaktualne, bo pochodzi sprzed kilku, a nawet kilkunastu lat, kiedy nie było jeszcze Facebooka ani Twittera, nie mówiąc już o tematyce gender. Ale czy to prawda? Scenografia (technika) gwałtownie się zmienia, ale dramat pozostaje ciągle ten sam - czyż nie jest tak? Im bardziej współczesny postmodernistyczny świat ze swoją post- prawdą rozpada się na fragmenty, tym bardziej tęsknimy za całością, za całym człowiekiem i ostateczną prawdą.

 

Katechizm reportera jest spojrzeniem na dziennikarstwo z punktu widzenia światopoglądu katolickiego i obowiązujących go przykazań. Interesowało mnie więc głównie, kiedy możemy tu zgrzeszyć - myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Interesowało mnie, jak czynić dobro w oparciu o nauki Jezusa Chrystusa. To było najważniejsze. Poza zainteresowaniami pozostała więc cała gama intrygujących problemów warsztatowych - od zagadnienia formy i autonomii gatunków dziennikarskich, przez granice fikcji w dokumencie, po eksperymentowanie. Poza moimi rozważaniami pozostała również długa lista problemów dziennikarstwa jako zawodu, np. samoorganizowanie się środowiska, co do których Kościół katolicki się nie wypowiada, pozostawiając nam pełną swobodę i uważając, że jeżeli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, to reszta prędzej czy później znajdzie swoje właściwe miejsce.

 

Zbliżając się do końca, pragnę złożyć specjalne podziękowania p. Dorocie Narewskiej, z której pracy, rady i pomocy czerpałem pełnymi garściami. To ona przetarła szlak, który ostatecznie wyznaczył mój horyzont. Jestem jej ogromnie wdzięczny.

 

Na koniec jeszcze raz zasadnicze pytanie: Dla kogo jest ten Katechizm? Dla wszystkich dziennikarzy. Dla przyszłych dziennikarzy. Dla wszystkich wierzących ku pokrzepieniu serc i dla wszystkich niewierzących ku pokrzepieniu sumień. Często ludzie mówią: „Jestem wierzący, ale niepraktykujący”, więc tym razem byłbym szczęśliwy, gdyby wszyscy niewierzący reporterzy, czytając Katechizm, mogli o sobie powiedzieć: jestem niewierzący, ale praktykujący. Amen.

 

(s. 7-13)

 

© Laboratorium Reportażu 2024