KSIĄŻKI STUDENTÓW

- powrót

Karolina Apiecionek

 

    Od początku wiedziałam, że interesuje mnie pisanie. To zawsze gdzieś we mnie tkwiło. Mój charakter jest taki, że pogoń za newsem by mnie wyjałowił. Laboratorium Reportażu dawało największe możliwości nauczenia się czegoś związanego z dłuższą formą i to było najbardziej pociągające.

  Coś co mi szczególnie utkwiło w pamięci to ćwiczenie, które realizowaliśmy na zajęciach. Mieliśmy przeczytać książkę „3xK. Kąkolewski, Kapuściński, Krall – Polska Szkoła Reportażu”. To było dla mnie przełomowe, ważne, o ile nie najważniejsze w trakcie całych studiów. Dzięki temu mogłam poznać różne podejścia do reportażu. Różny sposób podejścia do osoby reportera, konstruowania tekstu, samego wywiadu. Do dzisiaj mam zeszycik z tymi cytatami. Mam wypisane te rady. Do dzisiaj cytuję te zdania przy okazji rozmów o pisaniu. Najważniejsze zdanie, które znalazłam w tej książce pochodziło z Hanny Krall: ,,Jakie predyspozycje i umiejętności reportera mają znaczenie przy pisaniu i konstruowaniu tekstu? Słuch, wydaje mi się, że istota pisania to znalezienie pewnego rytmu, pewnej intonacji. Ta intonacja pozwala czasem usłyszeć przed pojawianiem się słów”. To kolejne przełomowe odkrycie. Później pisząc swoje rzeczy trzymałam się zasady, że piszę na słuch. Muszę słyszeć to po swojemu. 

   Przy projekcie „Filmówki” miałam pierwszy kontakt z reportażem polifonicznym. Chodziło o to, żeby zrobić z książki skrót, który mógłby pójść do tłumaczenia za granicą. Z tych planów ostatecznie nic nie wyszło, ale uważam, że „Filmówka” powinna zostać wydana za granicą. Wtedy po raz pierwszy udało mi się wykorzystać słuch. Wiadomo, duże nazwiska, wielcy mistrzowie – Wajda, Polański, Kieślowski… Strach przed wykreśleniem choćby pół zdania

   A tu z przyczyn formalnych trzeba zrobić skrót, ale taki który będzie miał swoje brzmienie. Jak zobaczyłam tę książkę i spojrzałam na nią od strony reportażu polifonicznego, zakochałam się w tej formie. Pomyślałam, że kiedyś zrobię swój reportaż polifoniczny. I muszę znaleźć taki temat, który do niego będzie pasował.

   W formie polifonicznej urzekł mnie żywy język. W „Filmówce” nie czytam o Romanie Polańskim, ale go słucham. Takie miałam wrażenie. Przy tego typu formie bardzo istotne wydaje mi się zachowanie naturalnej frazy, którą każdy się posługuje. Jeśli chodzi o „Orły” (tak nazywałam książkę dla siebie) starałam się żeby każdy z panów mówił swoim językiem. Żeby to było czuć. Dzięki temu ma się wrażenie, że bohaterowie siedzą przy jednym stole i my czytelnicy w tym spotkaniu uczestniczymy. Ja, czytając „Filmówkę" czułam się, jakbym na takie spotkanie została zaproszona. Skraca to dystans pomiędzy czytelnikiem a bohaterami.

   Zaczęłam pracować nad „Orłami”. To był specyficzny czas, zbliżało się Euro. Było tuż po losowaniu naszych grup. Piłka nożna była mi bardzo bliska. Od zawsze chodziłam na mecze. Mieliśmy nawet z bratem spór o dwie drużyny angielskie. Chodziło o Liverpool i Newcastle. Mój brat kibicował Newcastle, ja już raczej polskiej reprezentacji. W piłce nożnej jest dla mnie pewna magia

   Wiedziałam, że musi to być jakieś wydarzenie historyczne. Wiedziałam, że nie ma sensu opisywać losów polskiej reprezentacji, albo polskich bramkarzy. To musiało być bardzo konkretne wydarzenie, które miało krótką perspektywę czasową i wielu świadków. Zaczęłam rozmawiać ze znajomymi kibicami i pojawił się rok '74. Początkowo nie znałam dokładnie tej historii. Wiedziałam, że zajęliśmy trzecie miejsce, ale nie miałam świadomości skali tego wydarzenia, jego tła historycznego. Wtedy po raz pierwszy Polacy wyszli spontanicznie na ulice. Nie był to wiec, nie był to marsz. To był ewenement. Drugi raz tak witano papieża w '79 roku.

   Stwierdziłam, że jestem za młoda na pisanie o wydarzeniach negatywnych, chciałam by to było wydarzenie pozytywne. Zależało mi na tym by nie była to historia uwikłana politycznie, ani światopoglądowo. Ten '74 rok idealnie się w to wpasował. Wiedziałam, że jest szansa na zainteresowanie czytelników tą tematyką.

   Po wydaniu książki spotkałam się z Markiem Millerem, żeby mu wręczyć egzemplarz. Miller zadzwonił do mnie po kilku dniach i powiedział bardzo dużo ciepłych słów. Miał jedną uwagę krytyczną. Powiedział: ,,Pani Karolino, wszystko jest ok, bardzo mi się podoba, ale zabrakło jednej sceny podniesionej do kategorii absurdu”. To najważniejsza uwaga jaką ja po wydaniu tej książki usłyszałam.

 

 

„Mundial '74. Dogrywka” - to książka, w której głosami ówczesnych piłkarzy reprezentacji autorka opowiada o największym sukcesie Polaków odniesionym w tej dyscyplinie sportu. 

 

opracował: Jacek Kotlewski 

 

Książka została napisana według metody Polifonicznej Powieści Reportażowej.

 

 

"Mundial '74. Dogrywka"

 

Karolina Apiecionek

 

Wydawnictwo Olejsiuk, 2012

 

 

© Laboratorium Reportażu 2024